18 sty 2015

Są ludzie i są taborety.

W mojej kilkuletniej historii zatrudnienia miałem styczność z wieloma przełożonymi. Okazuje sie, że taka sama ich liczba to kobiet i mężczyźni, wliczając w to bezpośrednich przełożonych i tych, z którymi miałem na szczęście nieco rzadziej styczność. Którzy byli lepsi? Bardziej wyrozumiali? Wskazujący właściwą drogę rozwoju? A którzy jedynie narzucali swoją wolę i tylko wymagali bez dawania jakichkolwiek wskazówek?
Okazują się, że mimo kobiecej empatii, to kobity wypadły o wiele gorzej w zestawieniu, chociaż liczebnie były to wartości porównywalne. Może to wynika z tego, że jestem facetem, że one musiały ciężej na wszystko zapracować, rywalizować z mężczyznami. Niestety padło na mnie :) i musiałem odpokutować wszystkie męskie krzywdy, których doznawały. 
Nie powiem, że faceci byli idealni, ale tych przysłowiowych "taboretów" było naprawdę mało (chyba tylko pan Witold z oscara w Ostrołęce). Kobiet z którymi nie chciałbym już nigdy mieć do czynienia-było wiele (na szczycie postawiłbym panią Agnieszkę P. z bph-uważajcie i zawsze na stojąco, jak z nią rozmawiacie :). 
Jakich bym wolał? Chyba jednak kobiety. Mimo wszystko faceci, chociaż dziadów, było mało, to pozostali byli po prostu nijacy ( wyjątek to Wojtek z raiffeisen leasing -RL, dziwię się, że nie założył partii z taką charyzmą). 
Natomiast kobiety, chociaż często zdarzały się być przysłowiowymi "sukami", to ta druga część była naprawdę godna polecenia dla przyszłego podwładnego. To wszystko chyba dzięki wrodzonej empatii, wyrozumiałości, cierpliwości i odporności fizycznej i na stres.
Mimo szkoleń, doświadczenia żaden mężczyzna nie miał takich cech.
Życzę wszystkim wymarzonych szefów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz